• Nowy Bond

    „Skyfall” jest do g??bi taki, jak tytu?owa numer w wype?nieniu Adele – klimatyczny, ?lamazarny, chwytliwy, wielowarstwowy. Jak równie? intymny. Przede wszelkim spersonalizowany, mo?ebne, i? najbardziej ze wszystkich celuloidów, w jakich pojawia? si? szpicel 007. Niebondowskie dziesi?ta muza spo?ród Bondem w niwy dominuj?cej. Nie zwie owo ra??co deficytu energicznych po?cigów, zniewalaj?cych kanonady a tak?e scenicznych skr?tów fabu?y – bondowska uzus nie zostaje nadwer??ona, nawet je?eli pod spodem tym w stosunku do „Skyfall” prezentuje si? na kszta?t biedak kuzyn „Casino Royale” Martina Campbella.

    Mendes fantastycznie punktuje wszystkie anemiczne (i tym samym najbardziej interesuj?ce) cechy Bonda poprzez kontrast z dwoma osobowo?ciami, jakie w „Skyfall” bezkompromisowo wst?puj? w jego ?ycie. Ralph Fiennes odzwierciedla praworz?dne, utopijne a tak?e ?ywione poni?ej szycht? sarkazmu twarz Bonda.

    Do „Skyfall” nie mo?na przybli?a? si? jak?e do nast?pnego filmu o przygodach Bonda. Nie mo?na pój?? na pestk? jak tak?e do?wiadcza? w dziele Mendesa tylko wybitnie odpowiednio uczynionego kina b?yskotliwego. „Skyfall” jest czym? ca?kowicie innym, relacj? o wariacjach, które zasz?y w tej obrazkowej osoby na przestrzeni pi??dziesi?ciu lat jak tak?e bezdyskusyjnym zaznaczeniem, i? w wspó?czesnym ziemio nie ma po?o?enia na bezpieczn? ironi?. „Skyfall” jest niebondowskim obrazem o Bondzie, genialnym kinem komercyjnym z zaci?ciem artystycznym, które powinno si? bodaj?e przyjrze? si? co w ?adnym razie par? plagi, by uchwyci? wszelkie jego warto?ci.

    Takie istnieje przed momentem „Skyfall”. Nietypowe, bystre, osobiste. Dajcie mu szans?.