• lotnisko modlin

    Nie wyganiam ci?, Alka! – Pokr?ci? g?ow? za? u?miechn?? si? lekko. – Przejdziemy po prostu a? do innej cz??ci parking lotnisko modlin domu. – Nie brzmia? przekonuj?co, ali?ci prawda by?a taka, ?e o na kszta?t innym nie marzy?am. By?am gotowa sprezentowa? wszystko, byleby na odwrót nie mie? obowi?zek zawraca? a? do domu, do matki, do k?ótni, zbyt wcze?nie. – Gdzie? – Prychn??am. – Mówisz, nieomal?e twój budynek wolnostoj?cy zajmowa? po?ow? miasta. – Do wieczora het – szepn??, pochylaj?c si? w moj? stron?. – Chod? ze mn?. – Nie zna? czemu, zadr?a?am. Zauwa?y? to, gdy? u?miechn?? si? spo?ród triumfem, przecie? nul nie powiedzia?. Z dobrego ?elaza nie robi si? gwo?dzia, z dobrego cz?owieka nie robi si? ?o?nierza. Denerwowa?am si?, jak wykorzystywa? swoj? przewag? nade mn?. Zawsze potrafi? skutecznie odwróci? moj? uwag? od problemów. G?ównie swoich, o których przenigdy nie chcia? powiada? otwarcie. Zazwyczaj ewentualnie po prostu o nich nie wiedzia?am, czy te? wyci?ga?am je z niego si??. On natomiast, samym swoim wzrokiem sprawia?, ?e mówi?am mu wszystko, co wr?cz przeciwnie chcia?. Tak by?o a tym razem. Wystarczy?o nieco s?ów, jedno punkt widzenia a zapomina?am, i? jestem chora, mam problemy, i? musz? zawraca? a? do domu. Mia?am to wszystko w dupie. To by?o wspania?e. Ale nie wró?y?o niczego dobrego. I serce… Gada? jakie? g?upoty, które nie mia?y jakiegokolwiek sensu. Ci?gle si? powtarza?, narzeka? na szko??, ?e musi nadrabia?, i? pustka mu si? nie chce. Mówi? o ch?opakach spod bloku, wygada? si?, i? potem jara zio?o na osiedlu, jakkolwiek to mnie sk?d?e nie zdziwi?o. Mrucza? cokolwiek o obowi?zkach w domu natomiast bez przerwy mi przerywa?. Nie mog?am guzik powiedzie?, nawet jak pyta? mnie o zdanie. Mia?am wra?enie, i? najlepiej by?oby gdybym sobie posz?a, mimo to z drugiej okolica czu?am, ?e je?eli owo zaproponuj?, b?dzie udawa?, ?e ca?o?? w porz?dku, i wola?am do?? dowiedzie? si?, o co chodzi. rowadzi? mnie a? do swojego, gdy owo okre?li? „prawdziwego” pokoju. Z salonu przeszli?my w obcis?y korytarzyk, na ko?cu którego dawny schody – wysokie, prowadz?ce a? do drugiej cz??ci domu. Wdrapali?my si? po nich. Moim oczom ukaza? si? ogromny hol. Na ?cianach wysia?y kolorowe obrazy, tudzie? na komodach tudzie? szafkach niewzruszony dziwne przedmioty i stare pami?tki. Próbowa?am ujrze? malutkie napisy znajduj?ce si? na nich, atoli na pró?no. – Tylko niczego nie dotykaj – poprosi?, wskazuj?c r?k? na rzeczy, którym dopiero co si? przygl?da?am. – Dlaczego? – Rzuci?am ura?ona. Nie by?am a? tak? niezdar?, tak aby od razu cokolwiek zepsu?. – Ojciec zauwa?y – wzruszy? ramionami. Zmarszczy?am brwi. – Naprawd?? – Jest ogromnie czujny – jego indyferencja by?a jaka? niepokoj?ca. – To w pe?ni jak ty – za?mia?am si?, próbuj?c roz?adowa? atmosfer?. – Wola?bym, ?eby? istotnie nie mówi?a – odpar? natomiast zatrzyma? si? gwa?townie. Spojrza? na mnie wrogo. Nie spodoba?a mi si? taka postawa. Z ka?d? kolejn? minut? poznawa?am nowe, nieznane mi wprzódy oblicza parking modlin Viktora. Zale?nie od chwili sytuacji w jakiej si? znajdowa?, jak ka?dy cz?owiek, ukazywa? ró?ne, dziwne nawyki za? emocje. Kiedy si? denerwowa?, udawa? opanowanego, niemniej jednak naraz wida? by?o, ?e dopiero co ponad sob? panuje. Gada? wówczas od czasu rzeczy a wci?? mi rozkazywa?. Innym sumarycznie znów w ka?dym calu nie by?am w stanie nazwa? jego uczu?. Viktor by? cz?owiekiem niewiadom?. Ju? drzewiej powinnam by?a wiedzie?, i? trzeba si? po poprzednio spodziewa? wszystkiego. – Przepraszam – powiedzia?am speszona. Przewróci? oczami. Teraz natychmiast w ogóle zero nie rozumia?am. Jeszcze dubel godziny temu by? mi?y i opieku?czy, a w tej chwili mu co? lotnisko modlin odbija?o.